Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia
1198
BLOG

Kacprzak: Czego nauczono mnie o Rosji?

Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia Polityka Obserwuj notkę 30

fot. Just_Tom (CC) www.flickr.comRosja to wróg, zaborca, ciemiężyciel, podstępny przeciwnik, który wykorzysta każdą nadarzającą się okazję, aby uśmiercić najmniejszy pąk polskiej kultury. Oto nauka, jaką wyniosłem z każdego szczebla otrzymanej edukacji – od szkoły podstawowej począwszy, na dwóch państwowych uniwersytetach skończywszy. Taki obraz wschodniego sąsiada budował w mojej głowie konsekwentnie tandem polonista-historyk, a później wykładowcy historii, z jednym doskonale potwierdzającym regułę wyjątkiem.

Mówiono: niższa kultura, barbaria, despotia, zamordyzm, Azja. Jeśli nie wprost, to między słowami. Najlepszą, jak mniemam, wolą moich nauczycieli i wykładowców, zostałem intelektualnie uzbrojony do walki. Niczym obronnego psa, wyszkolono mnie do warunkowego i bezrefleksyjnego ataku na każdą wychodzącą z Moskwy/Petersburga decyzję dotyczącą mojego kraju i pobratymców. Bez sprzeciwu i bez zastanowienia. Zostałem wychowany przez pokolenie wojowników do walki, którą miałem po nich przejąć, tak jak oni przejmowali ją od swoich poprzedników. Wychowanie w rycie tak dawnym, że można by ulec iluzji, że tak było, tak jest i tak już będzie po prostu zawsze.

Historia spłatała figla, dając mnie i moim mistrzom upragnioną wolność. Nagle okazało się, że całe przeszkolenie, jakie przeszedłem, nastawienie, jakie we mnie ukształtowano, jest w nowych warunkach nieprzydatne. Że nie ma z kim walczyć, komu stawiać czoła, bo wróg odszedł, zgnuśniał, zawalił się pod ciężarem samego siebie. Oczywiście, nadal nie brakuje osób, które broni nie porzuciły. Ludzi uparcie utrzymujących, że sytuacja w zamieszkiwanej przeze mnie części Europy nie uległa znaczącej zmianie, a transformacja, jaka się dokonała, była pozorna, zmanipulowana i odbyła się według sporządzonego przez Kreml scenariusza. Tylko, czy taki przekaz nie gwałci młodych, wolnych, pragnących samodzielnie oceniać rzeczywistość umysłów? Czy nie jest to krzywda wyrządzana młodej Polsce?

Być może nie byłoby to dla mnie niezrozumiałe, gdybym swoją edukację rozpoczął w latach siedemdziesiątych. Ale ja do pierwszej klasy szkoły podstawowej poszedłem w roku 1990. Mnie już nie kazano świętować 22 lipca. Świętowałem 11 listopada. Zaledwie trzy lata dzieliły mnie od opuszczenia ojczystej ziemi przez armię wroga, zaborcy, ciemiężyciela. Z wyjątkiem jednego, potwierdzającego regułę, wykładowcy nie zanotowałem przypadku, w którym moi nauczyciele przystosowaliby swoją naukę do nowych warunków. Po dziś dzień szkoły i uczelnie opuszczają całe legiony gotowych do walki z Rosją, a wśród nich wiele moich koleżanek i kolegów. Śmiem twierdzić, że pochodzę z kraju rusofobów, zapiekłych, miejscami wręcz histerycznych zwolenników niszczenia Rosji. Jeśli miałbym dzisiaj znaleźć jakąś wypadkową wymarzonego wyobrażenia moich rodaków o statusie międzynarodowym Rosji, to namalowałbym upadający, pogrążony w chaosie otoczony wielkim betonowym płotem kraj.

Dzisiaj to nie jest już optyka pomocna w budowaniu siły i pozycji mojego kraju. Powiem więcej, takie zaprogramowanie wręcz przeszkadza w wykorzystaniu jego potencjału. Filozofia obolałej, poranionej ofiary nie dodaje mi siły i determinacji. To filozofia mściciela, żądnego rewanżu albo przynajmniej satysfakcji wojownika, której ja nie chcę przenosić w przyszłość.

Powiem jeszcze więcej, wykładanie tak podawanej historii wyrządziło olbrzymie szkody. Zamiast bowiem samodzielnie i twórczo podchodzić do bieżących zagadnień wschodniej polityki zagranicznej Polski, ja wciąż wygrzebuję się z okopów. Spędziłem i nadal spędzam mnóstwo czasu na wymontowywaniu całych modułów logicznych historii mojego kraju, na oczyszczaniu się z wszczepionych, gotowych odpowiedzi. Wciąż zastanawiam się, czy powód, dla którego postrzegam określony wycinek współczesnej polityki polsko-rosyjskiej, wynika bezpośrednio z analizy faktów czy też na mojej ocenie ciąży potężne brzemię. Czy przypadkiem nie wychodzi ze mnie podejrzliwa, wołająca o zadośćuczynienie i tym samym większe wymagania ofiara? Z trudem brnę w nałożonych mi niewidzialnych kajdanach, zamiast wolny biec naprzód.

Poznałem, szanuję i przechowuję w swojej najlepszej pamięci bolesną historię relacji polsko-rosyjskich, jej bohaterów i ofiary. Staram się też trzeźwo patrzeć na polskiego wschodniego sąsiada, dostrzegać jego wady i płynące z jego strony zagrożenia. Ale chcę też odważyć się myśleć i pisać o kładzeniu podwalin pod budowanie w Rosji wolności, jak o ostatecznym celu polskiej polityki wschodniej. Niezatrzymywaniu się na białorusko-rosyjskiej czy ukraińsko-rosyjskiej granicy. Bo uważam, że to jest śmiała wizja i program na skalę ambitnej polskiej polityki wschodniej. Na siły i zamiary wolnego i bezpiecznego państwa.

Jednak ten, kto szuka choćby niewielkich obszarów, na których można by coś z Rosjanami w zgodzie zbudować i chce na tym polu położyć pierwszą cegłę, jest natychmiast zakrzykiwany najboleśniejszymi inwektywami, ze „zdrajcą” włącznie. Jak stawiać pierwsze kroki w budowaniu wzajemnie korzystnych polsko-rosyjskich relacji w niezmiennie reprodukowanym dziewiętnastowiecznym nurcie patrzenia na Rosję jako odwiecznego wroga Polski?

Artur Kacprzak jest współtwórcą i redaktorem portalu Eastbook.eu. Członek zarządu Fundacji Wspólna Europa. Absolwent Wydziału Stosunków Międzynarodowych i Politologicznych na Uniwersytecie Łódzkim i student Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.

Tekst ukazał się na stronie „Nowej Europy Wschodniej”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka