Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia
730
BLOG

Daremne oczekiwania Kaczyńskiego na rewolucję w Rosji

Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia Polityka Obserwuj notkę 5

Niedawne oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego o możliwości wybuchu „pomarańczowej rewolucji” w Rosji nie zwróciło uwagi samych Rosjan. Nie zareagował również rosyjski rząd, zapewne dlatego, że Kaczyński już dawno nie jest u władzy, a rosyjska prasa, choć poinformowała czytelników o oświadczeniu, pozostawiła je bez komentarza z powodu jego absurdalności.

Problem polega na tym, że na Zachodzie, w tym w Polsce, dominowało ostatnimi laty uproszczone i idealistyczne pojmowanie fenomenu pomarańczowej rewolucji. Polska prasa i politycy najwidoczniej uwierzyli, że w latach 2004-2005 na Ukrainie miała miejsce realna zmiana elit: odeszła stara niedemokratyczna, przyszła nowa – demokratyczna. W tym mylnym wyobrażeniu nie ma nic nadzwyczajnego – po pierwszym zwycięstwie Juszczenki tak samo myślano na Kremlu, zmuszając niektórych rosyjskich urzędników do „przykręcenia śruby” przed wyborami prezydenckimi 2008 roku. Strach przed zmianą elit panował również w otoczeniu ówczesnego przegranego – Wiktora Janukowycza, którego bogaci i wpływowi sponsorzy rozpoczęli szybką „autonomizację”, konieczną, jak im się wówczas wydawało, do zachowania resztek wpływów.

Jednak późniejsze wydarzenia pokazały, że uproszczono-idealistyczna interpretacja pomarańczowej rewolucji okazała się kompletną bzdurą. Ukraińska elita nie zmieniła się, a jedynie przegrupowała. Milionerzy wywalczyli sobie odrobinę więcej miejsca i szacunku ze strony miliarderów. Wydarzenia z lat 2004-2005 na Ukrainie bardzo przypominają wydarzenia z lat 1991-1993 w Rosji. 

Czym jest „pomarańczowa rewolucja” na obszarze poradzieckim? Przegrupowaniem elit spowodowanym długotrwałą pokojową akcją uliczną, w której uczestniczy wielu niezadowolonych obywateli. Dla powodzenia „pomarańczowej rewolucji” niezbędne jest aktywne niezadowolenie społeczeństwa, finansowa i techniczna pomoc bogatych sponsorów, czasami z zagranicy. Bez jednego z tych elementów rewolucja nie ruszy. Brak zewnętrznej pomocy finansowej dla demokratów, którzy w 1991 roku obalili KP ZSRR, został zrekompensowany siłą niezadowolenia narodu. Wsparcie z zagranicy razem z tajnym wsparciem dla Borysa Jelcyna ze strony „zasiedziałych niższych rangą” przedstawicieli aparatu partyjnego odegrało rolę w zwycięstwie demokratów. Dwie „pomarańczowe rewolucje” za życia jednego pokolenia to rzadkość, bo władza się uczy i następnym razem wyrywa takie ruchy z korzeniami. Dodatkowo męczą się „doły” – coraz mniej jest chętnych do ryzykowania życiem w imię realizacji marzeń o zamianie złych urzędników na dobrych.  

Dzisiejsza władza nie tyle boi się „pomarańczowej rewolucji”, co drażni ją jakikolwiek szantaż z wykorzystaniem ducha tego przewrotu. O braku akceptacji władz dla takiego postępowania niespodziewanie przypomniała nagła dymisja mera Moskwy Jurija Łużkowa. Jedną z przyczyn jego odwołania był artykuł w „Moskowskom komsomolcu”, w którym pojawiła się diagnoza: „Zmiana kierownictwa Moskwy, lojalnego premierowi i długo z nim współpracującego nad stabilnością sytuacji nie tylko w stolicy, ale i w całej Rosji, otwiera drogę kolorowemu buntowi, którego kłamliwa euforia nie dotknęła rosyjskiego narodu, dlatego może on być na nią podatny”.

Jak donosi gazeta „Wriemia nowostiej”, „na Kremlu uznali, że artykuł powstał z inspiracji Łużkowa lub jego otoczenia”.

Znany z rozganiania mityngów opozycji Jurij Łużkow w roli lidera „pomarańczowej rewolucji” to absurd, natomiast próba zastraszenia władzy „potwornymi” następstwami jego odejścia jest działaniem logicznym i absolutnie w duchu autorytarnych tradycji, panujących ostatnimi laty w moskiewskim merostwie. Choć w liście opublikowanym w opozycyjnej gazecie „New Times” Łużkow odżegnuje się od artykułu w „Moskowskom komsomolcu”, lekcja okazał się wystarczająca. Kreml nie pozwoli nikomu szantażować siebie widmem „pomarańczowej rewolucji” – nawet wpływowym politykom. Czemu? Dlatego, że nie nadszedł jej czas.  

Sierpniowa rewolucja 1991 roku to prawdopodobnie największy zryw, na jaki było stać późnoradzieckie pokolenie w Rosji. Do zmiany elit rewolucja 1991 roku nie doprowadziła, a to dlatego, że globalny system liberalno-rynkowy nie zaproponował nowej ideologicznej orientacji, nowej wiary, nowych duchowych fundamentów dla egzystencji ludzi. W ostateczności utrwaliło to w świadomości nowego pokolenia resztki radzieckiego myślenia, które przetrwało 1991 rok i teraz często ożywa – nie z powodu dyktatu państwa, a z powodu próżni, której nie są w stanie szybko zapełnić umierające „europejskie wartości” Nie oznacza to, że Rosja komuś zagraża, tak jak w czasach Związku Radzieckiego. W tym sensie w latach 1991-1993 Rosja przeszła rewolucyjną przemianę: stała się pragmatycznym, pokojowo nastawionym krajem, który nie dąży do zewnętrznej ekspansji i nie kieruje się w swoich działaniach ideologią, lecz narodowym interesem. 

Nie oznacza to jednak, że stabilności kraju nic nie zagraża. Jest zagrożenie terrorystyczne z Północnego Kaukazu, istnieje możliwość wybuchu społecznego niezadowolenia w związku z trudnościami ekonomicznymi. Przez najbliższe trzydzieści lat sytuacja nie będzie rozwijała się w kierunku prozachodnim. Dlaczego? Co się tyczy czeczeńskich i inguskich islamistów, to ideologicznie bliżej im do bin Ladena, dlatego prozachodni być nie mogą. Jeśli chodzi o niezadowolenie biedaków, to Zachód już dawno przegrał batalię o rosyjską opinię publiczną, zaś w pierwszej kolejności stracone zostały serca i umysły biednych Rosjan – prozachodnie hasła jeszcze długo nie będą dla nich sztandarowe. Zachód w Rosji na własne życzenie pozostał „po za grą” ze swoją tak zwaną „liberalną” polityką ekonomiczną, która zniszczyła dziesiątki tradycyjnych więzi na świecie i została narzucona również Rosji w latach dziewięćdziesiątych. Nie wzrosły także notowania USA i państw Unii Europejskiej, które ciągle atakowały Rosję, próbując izolować ją od transportowych, finansowych i energetycznych strumieni. Dziś biedni i uciśnieni Rosjanie nie mają idolów, ale jeśli takowi się pojawią, nie będą jawnie przynależeć do zachodniej elity politycznej i finansowej, jak to było w latach 1989-1991. Kaczyńskiemu przyjdzie długo czekać na „pomarańczową rewolucję” w Rosji.   


* Dmitrij Babicz jest komentatorem agencji RIA Novosti.
Przełożył Stanisław Szypowski

--
Zobacz także tekst Andrzeja Szeptyckiego Czy w Rosji będzie kolorowa rewolucja? !

Tekst ukazał się na stronie "Nowej Europy Wschodniej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka